Razem możemy więcej

Razem możemy więcej

Pół roku lockdownu spędzone między migrantami w Tunezji było nie tylko wyjątkowym doświadczeniem życiowym, ale w pewnym sensie zakorzeniło mnie w kraju i wśród ludzi dość odległych. Od ponad dwóch lat mam przyjaciół, którzy żyją po drugiej stronie Morza Śródziemnego i prawie codziennie dzielą się swoimi radościami i smutkami.

Ja wiem, że medialny wizerunek migranta z Afryki maluje przed naszymi oczyma młodego i zdrowego chłopaka, w markowych ciuchach i z wypasionym telefonem, który do Europy jedzie po social i wygodne życie. Nie spotkałem takich ludzi przez pół roku obracania się pośród nich, ale pewnie redaktorzy newsów i youtuberzy wiedzą lepiej. Ten mit oczywiście bazuje na kilku faktach: telefon jest dla migrantów czymś więcej niż dla mnie komputer i książki będące narzędziem pracy. Telefon to ich dom, rodzina, przyjaciele, informacje, kontakt ze światem. Dlatego tak, wszyscy mają telefony i muszą mieć. A że co jakiś czas kilku silnych lokalnych chłopców ukradnie telefon migrantowi w biały dzień, musi wykosztować się na nowy. A markowe ubrania? Raczej podróbki, ale nawet jeśli coś się komuś trafi, to te rzeczy nie są wyznacznikiem stopy życiowej, jak to jest u nas. Właściwie to jest wszystko, co stanowi świat migrantów: ich ubrania i telefon. Byłem świadkiem kilku przeprowadzek moich przyjaciół: cały dobytek zabrali w dwóch torbach, bo ani biurka, ani łóżka, ani materaca nie mają na własność.

A czy szukają socialu w Europie? Na pewno nie ci, których znam: chcą uczyć się i pracować. Pracę, którą znajdują w Tunezji, żeby się utrzymać, każdy z nas rzuciłby po miesiącu: bez umowy, za śmieszne pieniądze, po 10 godziny sześć razy w tygodniu, bez żadnych zabezpieczeń społecznych czy zdrowotnych.

Znajomi migranci co jakiś czas proszą mnie o pomoc. I wcale nie w zakupie nowego telefonu czy markowych ubrań. Habib potrzebuje 600 złotych, żeby opłacić akademik za dwa wakacyjne miesiące, bo stypendium tego nie obejmuje. Jak nie zapłaci, nie będzie mógł przystąpić do obrony pracy magisterskiej we wrześniu. Dzwonił z płaczem, żeby mu pomóc. Mark nie znalazł pracy przez dwa tygodnie w sierpniu i nie ma pieniędzy na mleko w proszu dla syna. Steve potrzebuje 1000 złotych, żeby opłacić roczną edukację córki. Na Wybrzeżu Kości Słoniowej opłaty nie można rozłożyć na raty: albo zapłacisz albo dziecko nie pójdzie do szkoły. Paul dzwonił 3 tygodnie temu, bo przez miesiąc nie znalazł pracy i od trzech dni nie jadł. Prosił o 50 złotych...

Takich próśb jest bardzo dużo: w sumie nie duże kwoty, które są konieczne, żeby zagwarantować podstawowe bezpieczeństwo codzienności: dach nad głową, jedzenie, edukację. Wierzcie lub nie, ale rozdaję wszystkie środki, które mam na koncie i które rozdać mogę.

Mam gorącą prośbę do tych, którzy to czytają. Ja wiem, że u nas inflacja, drożyzna i wojna za naszą wschodnią granicą. Ja wiem, że pewnie pieniędzy, które można łatwo oddać, nie macie za wiele... W imieniu moich przyjaciół z Afryki mam jednak śmiałość Was poprosić o jakikolwiek grosz. Nie pójdzie na marne, pomoże w bardzo poważnej i konkretnej sytuacji. Ludzie, którym pomagamy są nam znani i sprawdzeni.

Własnymi siłami udaje mi się naprawdę sporo zmienić w życiu tych ludzi, choć nie są to duże pieniądze. Razem możemy naprawdę dużo. Dzięki każdemu kto dołączy swój grosz, żeby pomóc migrantom z Afryki.

ks. Przemysław Szewczyk

Wsparcie dla migrantów można przekazać na konto:

Stowarzyszenie "Dom Wschodni - Domus Orientalis"
mBank: 70 1140 2004 0000 3002 7483 9388

Tytuł przekazu: Afryka

Przekaż 10 PLN      Przekaż 30 PLN       Przekaż 50 PLN

Przekaż 100 PLN     Przekaż 300 PLN     Przekaż 500 PLN

Dziękujemy!

Przeczytaj więcej o domu dla migrantów w Tunezji

     

Files to download