Małe-wielkie radości
Kiedy decydowałem się na tworzenie Stowarzyszenia "Dom Wschodni" w pamięci miałem piękne chwile przeżyte w Syrii (było to oczywiście jeszcze przed wojną), a w sercu nosiłem głównie fascynację Bliskim Wschodem związaną z historią Kościoła i starożytnego świata, którą kocham całym sercem. Z czasem do tych wzniosłości dołączyła codzienność, trudna codzienność ludzi żyjących w Syrii, Egipcie, Libanie, Tunisie i - z racji na migracje - w Afryce. Dziś Dom Wschodni nie tylko przybliża bogacgtwo kultury i historii Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, ale także - jak to w domu bywa - przeżywa trudnosci naszych przyjaciół w geograficznie odległym, a przez miłość bliskim rejonie świata.
Dziś spędziłem chwilę nad materiałem nadesłanym w weekend z Kamerunu: Wilfried Pagnol i Steve przesłali pierwsze wideo dokumentujące pracę nad sklepem z odzieżą Steva, który umożliwi mu zarabianie na utrzymanie siebie i swojej rodziny. Ci przyjaciele należą do grona ludzi, których poznałem w Tunisie, gdzie spędziłem pół roku w środowisku migrantów w czasie światowego lockdownu związanego z COVID-em. Pojechałem do Tunisu głównie z miłości do Augustyna z Hippony czy Cypriana z Kartaginy i w związku z pasją do historii starożytnej, ale opatrzność Boża zrządziła, żebym poznał ludzi, którzy tam się tułają próbując znaleźć swoje miejsce na ziemi, bo ich ojczyzny nie są dobrymi matkami. Nie kryję, że poznani tam przyjaciele należą do grona najbardziej ubogich i defaworyzowanych ludzi, którzy pojawili się w moim życiu. Żyją w skrajnej nędzy, pozbawieni są jakichkolwiek możliwości, przeszli przez niewyobrażalnie trudne sytuacje i do tego są często zafiksowani na marzeniu o "raju w Europie". Rozmowy z nimi i pamięć o nich napełniają serce głównie smutkiem i troską, a sprawy, o których mówią, potrafią odebrać nadzieję i chęć do działania...
W nagraniu, które przesłali (można je odsłuchać tutaj), jest jednak jeden moment, który sprawił, że aniołowie zaśpiewali w mojej duszy. Steve, który otrzymał pierwsze środki w ramach projektu "Daj pracę!", dziękując za otrzymaną pomoc wspomniał, że otwarcie sklepu, w którym będzie pracował zarabiając na siebie i swoją rodzinę, będzie również wsparciem dla innych, którzy "idą za nami". To było zawsze moim marzeniem, aby ludzie ubodzy, których sytuacja popycha do szukania gdzie się da ratunku dla siebie, myśleli także o innych. Powtarzałem jak mantrę: "albo idziemy do przodu razem, albo nie idziemy do przodu wcale" zachęcając, by myśleli jak otrzymana przez nich pomoc pomoże innym na nią czekającym.
Wilfried Pagnol, który pierwszy z migrantów znanych Stowarzyszeniu wrócił z Tunisu do Kamerunu ze wsparciem na organizację miejsca pracy u siebie w kraju (otworzył już fermę świń i drobiu) teraz jako wolontariusz pomaga Stevowi. Steve już też nie myśli tylko o sobie, ale chce, żeby jego praca i jej owoce służyły też innym młodym ludziom, którzy są w takiej jak on sytuacji. Może to nie jest nic wielkiego, ale wierzcie mi, do tej pory ludzie zagrożeni przymusową (a w konsekwencji nielegalną) migracją mają za przewodników doradców z Facebooka czy Telegramu, którzy mówią im kto i za ile może ich przeprowadzić przez pustynię czy przewieźć przez morze do "europejskiego raju". Dzięki temu, czego doświadczyli na własnej skórze Wilfried i Steve, stali się oni doradcami, jak zawalczyć o pierwsze prawo człowieka: prawo do życia we własnym kraju.
Na razie mamy w Kamerunie dwóch takich ludzi, w morzu innych doradców, którzy zachęcają do migracji, tych dwóch to zupełnie nowa jakość i - mam nadzieję - nadzieja, że pewne sprawy naprawdę można zmienić. Kształtowanie procesu migracyjnego nie może polegać tylko na tym, żeby ratować życie i zdrowie tych, których migracja naraża na poważne ryzyko, i żeby kontrolą granic przeciwstawić się przestępcom zarabiającym na migrantach czy władcom wykorzystującym ich do celów politycznych. Konieczna jest praca u podstaw: praca z ludźmi tam, gdzie migracja się zaczyna: w ich wioskach, w nich miastach. Skoro tam docierają ci, dla których nieregulowana migacja jest materialnym lub politycznym zyskiem, tam też muszą dotrzeć ci, którzy chcą, by ludzie raczej podróżowali niż migrowali, by ich prawo do życia u siebie było zagwarantowane.
Chcę wam, którzy wsparliście projekt "Daj pracę!" Wilfrieda Pagnola i Steve'a bardzo, bardzo serdecznie podziękować. Dzięki Waszym darowiznom dzieje się więcej niż można zobaczyć: zmieniacie sposób myślenia ludzi, zmieniacie ich serca.
Dodam, że na ukończenie sklepu z odzieżą Steve'a jeszcze parę złotych potrzeba, więc kliknijcie w poniższy link i dorzućcie złotówkę:
Wesprzyj projekt "Daj pracę!" (otwarcie sklepu z odzieżą w Jaounde)
ks. Przemysław Marek Szewczyk
Komentarze (0)
Komentarze na Faccebook'u (0)