4 historie na 4-tą rocznicę eksplozji w Bejrucie
Co dzieje się w Bejrucie po 4 latach od tragicznej eksplozji w porcie? Oddajmy głos Sumar, naszej szefowej Misji:
4 lata. Tak, to już 4 lata od wybuchu w bejruckim porcie!
Być może dla jednych ten czas minął szybko, a dla innych wolniej, ale wszyscy musimy się mierzyć z faktem, iż wciąż są ludzie, którzy cierpią z powodu tego, co stało się 4-go sierpnia 2020 roku.
Po prostu nic nie jest już takie jak wcześniej, a szanse dla przywrócenia tego, co było przed wybuchem są znikome. Zwłaszcza dla tych, którzy zostali określeni mianem „pechowców”.
A spotykamy ich wszędzie, w którąkolwiek stronę się nie obrócimy. Widzimy ich twarze poprzecinane zmarszczkami, tak głębokimi jak ich cierpienie. Ciężar, który noszą w sobie widać nawet wtedy, gdy próbują się uśmiechnąć. Szczery głęboki uśmiech stał się rzadkością w tych niezwykle trudnych dniach, które wycieńczają powoli i odbierają oddech.
Właśnie tam, w przyportowej dzielnicy Mar Mkhayel, na Armenia Street, odnajdujemy Souad, ponad 80-letnią bezdzietną wdowę z bystrym umysłem. Jej mąż zmarł kilka lat temu, gdy opieka medyczna zaczynała być luksusem dla uprzywilejowanych, a jego emerytura przestała mieć jakąkolwiek wartość. Souad wciąż mieszka w swoim starym domu, próbując przetrwać bez prądu, często bez wody, bez pieniędzy i wsparcia rodziny. W ubiegłym roku sąsiedzi zainstalowali kable i lampę, pośród zakurzonych żyrandoli przypominających jej dawne, dobre dni. Souad nie jest w stanie sobie sama gotować, posiłki zapewnia jej organiacja Barrad el Hay.
I jakby samotności było mało, strach przypełza nocą pod jej drzwi, szepcząc straszne historie do jej ucha, o licznych włamaniach do mieszkań. Souad czeka wtedy na moment, kiedy będzie prąd, żeby mogła wcisnąć uszkodzony bezpiecznik do podgrzewania wody. Brak wody i światła – dwóch podstawowych ludzkich potrzeb – to codzienność Souad, której nie wyobrażała sobie nawet w najgorszych snach. Opuszczamy ją zastanawiając się jak można przetrwać samotność w tak ciężkich warunkach.
Idziemy dalej na północ w stronę osiedla Rmeil, odwiedzając dwie rodziny, które jako jedne z pierwszych otrzymały od nas pomoc po wybuchu. Zaglądamy do Marie, której mąż potrzebuje regularnych dializ, a dzieci ciężko pracują, nie tylko po to żeby pokryć rachunki medyczne, ale też aby mieć co położyć na rodzinny stół. Zawsze wita nas nieśmiało, z jaśniejącym rumieńcem na twarzy. Z trudem przyznaje, że kuchenne rury u mieszkającej nad nią Suzanne są pęknięte, a woda przecieka przez jej sufit. Wie, że Suzanne ledwo wiąże koniec z końcem, próbując wyżywić swoje córki. Marie wspiera ją, cierpliwie, w ciszy wycierając ściany i usuwając wilgoć z sufitu. Wiemy, że musimy coś dla nich zrobić, a Bóg pomoże nam znaleźć na to środki.
Jedziemy w góre przez osiedla Geitawi, żeby odwiedzić Ghadę i jej męża. Kobieta pracuje na co dzień w administracji szkoły La Sagesse, jej uśmiech bezskutecznie próbuje maskować smutek w oczach. Kobieta wciąż boryka się z chorobą najmłodszego syna. Teraz już jest z nim lepiej, ale „wtedy” wiadomość o chorobie zbiegła się z tragedią w bejruckim porcie. Na takie dwa ciosy nikt nie jest przygotowany. Młody chłopak dzielnie walczył z rakiem, lecz rany w sercu są tak głębokie jak pęknięcia w ścianach i na suficie mieszkania, w którym żyją. Podczas wybuchu mieszkanie mocno ucierpiało, a choroba syna nie pozwoliła skupić się na remoncie. Z czasem przeciekająca woda spowodowała pojawienie się wilgoci. Ciężka sytuacja nie złamała Ghady, która w mieszkaniu urządziła mini piekarnię żeby wesprzeć rodzinę. Podczas naszej wizyty serwuje nam swoje ciasteczka i musimy przyznać, że jesteśmy oczarowani ich smakiem!
Stamtąd jedziemy do Ashrafiyeh na spotkanie z dr Samirem, dentystą. Ładny budynek, wygląda na całkowicie odnowiony. Wjeżdżamy windą na 3-cie piętro, a tam czeka nas szokujący widok: to co było dobrze urządzonym gabinetem dentystycznym zmieniło się w ruinę. Zniszczone drzwi, okna, popękane rury, rozwalona wentylacja, uszkodzony, niedziałający fotel dentystyczny. 64 - letni mężczyzna wita nas jakby zawstydzony, w miejscu, które dawało chleb jemu i trzem jego siostrom. Po wybuchu mógł wyremontować gabinet albo zniszczone mieszkanie, w którym w czwórkę mieszkają. Wybór mógł być tylko jeden, biorąc pod uwagę fakt, że jedna z sióstr cierpi na raka. Z czasem wydał wszystkie oszczędności, nie mogąc znaleźć środków na remont gabinetu. Taki cios w momencie, kiedy człowiek powinien zacząć cieszyć się spokojnym życiem emeryta.
To co spotkało rodzinę p. Samira jest „typowym” przykładem pozostawienia ludzi, którzy prze wybuchem żyli w miarę dostatnie, a po eksplozji nie zostali „zakwalifikowani” jako „biedni” przez NGO, a co za tym idzie, nie uzyskali pomocy. Byli w lepszej sytuacji niż biedni, ale w gorszej niż bogaci, więc stali się „pechowcami”. Niestety smutnym faktem jest, że pomoc skierowana była do najuboższych, pozostawiając klasę średnią samą sobie. Była to kontynuacja dramatu klasy średniej, która została najbardziej uderzona podczas kryzysu i załamania waluty libańskiej, kiedy to ich oszczędności utknęły w bankach i stały się tylko cyframi na papierze.
Opuszczamy gabinet, zastanawiając się jak wiele takich historii wciąż nie zostało opowiedzianych i jak wiele rodzin walczy z problemami finansowymi, z godnością wspominając czasy kiedy to sami wystawiali pomocną dłoń do innych, nigdy przy tym nie spodziewając się, że sami swoją będą musieli wystawić po pomoc. 4 lata czekają i Bóg wie jak długo jeszcze...
U pani Ghady już zaczęliśmy prace z przekaznych nam wcześniej środków. Koszty leczenia ran tych czterech historii podzielimy też z parafią Św. Michała w Bejrucie. Stąd potrzebujemy zebrać około 5000 PLN. Pomożecie?
Przekaż 30 PLN Przekaż 50 PLN Przekaż 100 PLN
Przekaż 200 PLN Przekaż 300 PLN Przekaż 500 PLN
Stowarzyszenie „Dom Wschodni – Domus Orientalis”
ul. Piotrkowska 80, 90-102 Łódź
mBank, 70 1140 2004 0000 3002 7483 9388
Tytuł przelewu: Solidarni z Bejrutem
A o naszej Misji w Libanie, prowadzonej wraz z Caritas Archidiecezji Łódzkiej, możecie poczytać więcej tutaj: Solidarni z Bejrutem
Komentarze (0)
Komentarze na Faccebook'u (0)