Nasza Ukraina cz.5: "Niektórzy mówią, że Boga nie ma"

Nasza Ukraina cz.5: "Niektórzy mówią, że Boga nie ma"

 

„Niektórzy mówią, że Boga nie ma...”, marzec 2024

 

Wizyta

W drodze z Kijowa do Charkowa otrzymaliśmy wiadomość od ojca Marka: "Dziękuję, że byliście". Dzisiejszy dzień z kolei był poruszającym przykładem tego, jak ważne jest towarzyszenie. Najpierw odwiedziliśmy Wowę mieszkającego w Tsyrkunach k. Charkowa, a potem Zoję i Marynę. To już nie pierwsza wizyta u nich, być może ich pamiętacie?

 

Słowa

Wowa w ogóle nie był zainteresowany tym, co mu przywieźliśmy, ważne było żebyśmy jak najszybciej usiedli i zaczęli rozmawiać. Po raz kolejny snuł niekończące się historie o polskich przodkach, ukrytych skarbach i gen. Kutiepowie. Przerywał czasem żeby zerknąć na telefon lub dołożyć drewna pod gotujący się garnek. "Niektórzy mówią, że Boga nie ma, a ja mówię, że jest".

Znowu opowiadał o orzechowcu ("Trzeba wykopać i zabrać do Polski"). Przed wyjściem kazał nakarmić psa. Potem upewnił się, że odwiedzimy go tak szybko, jak tylko się da.

Przejazd

Z Tsyrkun do Charkowa jest rzut beretem, ale widok zniszczeń zapada głęboko w pamięć. Wjazd do Charkowa, Saltiwka: praktycznie każdy blok naznaczony jest piętnem wojny. Gdzieś obok kobieta sunącą na rowerze wzdłuż zniszczonych budynków.

Gesty

Zoja niedawno skończyła 93 lata. Zaśpiewaliśmy jej "120 lat!" i wręczyliśmy kwiaty. Maryna (jej córka) ucieszyła się z majonezu kieleckiego, który uwielbia. Potem opowiadała chyba o wszystkim tym co, odkłada w Niej samotność. Mówiła, a my nie przerywaliśmy. Potrzebowała tego.

Zoja poprosiła Grażynę, żeby usiadła bliżej. Chwyciła Jej dłoń i nie puszczała całe wieki. Obie dopytywały Grażynę kiedy wróci z Polski. "Nie zapomnijcie o nas".

Namówiliśmy też Zoję żeby opowiedziała nam o tym jak poznała swojego ś.p. męża., o tym gdzie razem byli. Na koniec zrobiliśmy zakupy i zostaliśmy wyściskani przez nasze drogie damy.

"Nie zapomnijcie o nas".

Gwiazdy

Po porannym ataku Charków spowity był mrokiem. Te same bloki przy Saltiwce przebijały się przez ciemność jedynie swoimi konturami. Gdzieniegdzie pobłyskiwały światła.

Niebo było niezwykle żywe, gwiazdy tak bliskie jak nigdy, a z ust wydobywała się rześka para. Nadchodził mróz.

Jutro

W mieszkaniu paliły się świece, Grażyna zapisywała w pamiętniku myśli, które nie mogły czekać do rana. Jutro ruszamy do Mikołajowa i wsi Partyzanckie. 30 dzieci stamtąd nie wie jeszcze, że dostanie paczki ze słodyczami. Zobaczymy też jak idzie łatanie dachów i czy ludziom wciąż zostało drewno na opał

Przestrzeń

Ostatni odcinek drogi z Charkowa do Mikołajowa z nawiązką wynagradza wszelkie trudy żmudnej podróży. Krajobraz zmienia się otwierając ogromne przestrzenie, nad którymi jak ocean rozlewa się zachód słońca. Stepowa roślinność, przemieszana z bezkresnymi polami, które zaczynają rodzić po zimie, miejscami nabierając zielonej barwy. Później dotknięcie morza i wjazd do Mikołajowa.

Projekt

Rano kupujemy słodycze dla dzieciaków z Partyzanckiego i pakujemy je do materiałowych kolorowych toreb wykonanych przez seniorki z Anglii. Grażyna przygotowała też cebulki roślin do zasadzenia we wsi.

Zimą wraz z „Klika w Charkowie” i „Caritas Archidiecezji Łódzkiej” kupiliśmy drewno na opał, potem materiały do odbudowy kilku zniszczonych dachów. Teraz czas na kwiaty i słodycze.

Wiatr

Jest taki wiatr, który porusza ruinami. Czuliśmy go kiedyś w Homs i Aleppo. W Partyzanckim było podobnie. Szarpie odstające blachy, przesuwa drobne kamienie, uderza w wiszące szmaty, skrzypi drewnianymi elementami. Opowiada tragiczną historię miejsca. A człowieka przeszywa na wskroś, nieważne ile warstw ubrania ma na sobie. Wypełnia od wewnątrz, każe zwolnić, zatrzymać się, wsłuchać, zadać pytania.

 

Zalipie

W wiosce mieszkało około 400 rodzin, teraz jest 100, w tym 25 dzieci. Nie ma domu, który nie byłby dotknięty wojną, a niektóre są wręcz zmasakrowane. Ileż można kul i pocisków wysłać na jedną wioskę stojącą pośrodku niczego?

Oprowadza nas Raja, starościna. Zna każdą historię, każdy dom. Zahaczamy o kilka. Ludzie są dzielni. Niektórzy w pałatkach przetrwali zimę. Niektórzy nie wrócą, inni nie wiadomo gdzie są, czy żyją?

Wszędzie posadzone kwiaty. Walka o życie, o znaki nadziei. Dziwne, psy tutaj w ogóle nie szczekają na ludzi. Jeden taki wsadza łeb w dziurę wybitą pociskiem w ogrodzeniu domu, chce się bawić.

Wiele domów jest ozdobionych malowidłami, głównie kwiatami. Może to jakaś tradycja w Ukrainie, a może to jedyna taka wioska? Pokazujemy im chaty w polskiej wsi Zalipie.

"Odbudujemy i będzie jeszcze piękniej niż było".

Ziemia

Siergiej, mąż Raji, opowiada nam o tym jak własnoręcznie rozminował pole, żeby móc je obsiać. Teraz zna się jak saper, tłumaczy nam budowę różnych min, pokazuje pociski znalezione w polu: kasetowe, fosforowe, z takim napędem, z siakim. Aż głowa zaczyna boleć myśląc o tym, w jaki sposób zadają śmierć.

"A was przeszkolili zanim poszliście na pole?"

"Nie, my tak metodami prób i błędów"

Nie było czasu. Ziemia to życie. To przetrwanie. Jeden rolnik najechał na minę przeciwczołgową - jego traktor rozerwało na strzępy. Cud, że stracił tylko oko.

Czas

"Jak stoją kilometr, dwa od ciebie, to uczysz się liczyć sekundy od wystrzału do przylotu. Wiesz ile masz czasu żeby się schować. Ważny jest świst" - tłumaczy Sergiej. Razem z Rają wspominają jak było gdy na wioskę leciały rakiety. Śmiech mający nie dopuścić do pojawienia się choć najmniejszej łzy w kąciku oka. Jak nie pomaga to odrzucenie głowy do tyłu i "musimy przetrwać".

Pożegnanie jest długie, uścisk wyjątkowy. Podczas wojny człowiek uczy się jak przez niemy uścisk wykrzyczeć i pożegnanie i nadzieję na powitanie i wdzięczność za to co już się razem przeszło. W razie gdyby...

P. S w PDF poniżej znajdzecie więcej zdjęć

Files to download