Zapiski z Południa Libanu, cz.6: "Zraniona szkoła"

Zapiski z Południa Libanu, cz.6: "Zraniona szkoła"

O szkole w Nabatieh opowiadaliśmy już wiele, ale jakby w innej epoce. Epoce sprzed ostatniej wojny. Gdy w lutym zdecydowaliśmy się tam znowu pojechać, nie mogliśmy uwierzyć, że szkoła tak bardzo ucierpiała. Sumar wspomina:

Nawet w najczarniejszych snach nie mogliśmy przewidzieć, co czeka nas w Nabatieh. To była nasza pierwsza podróż na Południe od czasu zawieszenia broni. Wjeżdżając na znane nam osiedle odnieśliśmy wrażenie, że się zgubiliśmy, skręciliśmy nie tam gdzie trzeba. Przecież byliśmy tu ostatnio sześć miesięcy temu, jeszcze przed zaostrzeniem działań wojennych. Zapytaliśmy jednego człowieka o drogę, ten stwierdził, że podążamy we właściwym kierunku. Byliśmy w szoku, nagle zdając sobie sprawę, że to jest ta sama okolica. Niegdyś zielone otoczenie szkoły z pięknymi domkami, teraz było tylko stertą gruzów, krajobrazem kompletnie nie przypominającym tego jaki znamy z przeszłości. Dziś bez drzew, bez budynków, bez ludzi. Tylko gruzy opowiadające wiele historii. Stary budynek szkoły stał tam nadal, odarty z otaczającego go niegdyś piękna, z fragmentami przybrudzonej zieleni klasztornego ogrodu, który także nie został oszczędzony. 

Zauważyliśmy też, że drugi budynek szkoły, w którym znajdował się żłobek, przedszkole i sekcja angielska był mocno zniszczony. Sumar przyznaje:

Nie możemy zaprzeczyć, że nasze spotkania są zazwyczaj bardzo emocjonalne, ale widok tych wszystkich zniszczeń po prostu nami wstrząsnął. Jeśli ostrzeliwana była okolica, to szkoła musiała płacić cenę każdorazowo, gdy spadała rakieta.

Podczas wojny siostry zostały tak długo jak to tylko było możliwe, udzielając schronienia rodzinom, trwając w klasztorze i przy szkole. Trudno nam było znaleźć jakiekolwiek słowa. Co powiedzieć siostrom, które poświeciły swoje życie dla tej niewyobrażalnie trudnej misji, dając światło, miłość i współczucie wszystkim wokół? Jak dodać otuchy, jeśli nie możemy zagwarantować jakiejkolwiek pomocy? Jak dać im nadzieję jeśli nie uklękniemy do modlitwy i krwawiąc łzami poprosimy Boga o łaskę otwarcia jakiś drzwi?

Po tradycyjnej już kawie siostra Marie poprowadziła nas szkolnymi korytarzami:

To co zobaczyliśmy pozostawiło nas bez słów. Cały główny budynek szkoły, okna w mieszkaniach sióstr, cafeteria, klasy, korytarze i schody miały mnóstwo zniszczonych szyb. Niektóre zostały zakryte folią, ale nie wszystkie. Wiele ścian było popękanych, zwłaszcza przy aluminiowych futrynach wyrwanych przez fale uderzeniowe. Uczniowie siedzieli ściśnięci w nadających się do użytku salach, na remont innych brakowało pieniędzy. Trzeba było dokonywać wyboru i przenieść uczniów z drugiego, nie nadającego się do użytku budynku. Wszędzie widzieliśmy różne dekoracje wykonane przez uczniów, pewnie po to żeby odwrócić ich uwagę od zniszczeń.

Po zakończeniu obejścia budynku siostra postanowiła zabrać nas do drugiego:

Najgorsze jednak było przed nami. Przeszliśmy ulicę, żeby zobaczyć nowy budynek, w którym mieścił się żłobek, przedszkole i sekcja angielska. To co miało być perłą zostało zamienione w bezużyteczne miejsce. Cały obiekt był rozwalony, widok wnętrz przypominał sceny z horrorów. Miejsce miało wybite wszystkie szyby, zniszczone meble, dziury w ścianach. Wnętrze auli wyglądało jakby było teraz pół-otwartą przestrzenią. Po drugiej stronie budynku mały basenik został wypełniony gruzami spadającymi z okolicznych budynków. Mini prysznice dla najmłodszych także zostały zniszczone. Niegdyś kolorowe i szczęśliwe miejsce zostało zamienione w paletę pełną smutnych barw, różnych form i kształtów ucieleśniających destrukcję. 

Wiatr zaczął wiać, więc musieliśmy opuścić budynek, bo szkło, wiszące ramy czy fragmenty drzwi mogły na nas spaść. Sumar kończy opowieść:

Po jakimś czasie zdaliśmy sobie sprawę, że zrobione przez nas zdjęcia nie oddają prawdziwego rozmiaru zniszczenia jaki zobaczyliśmy, zwłaszcza w tym budynku. Myśleliśmy też o tych dzieciaczkach w wieku 3-5 lat, które teraz muszą cisnąć się w piwnicy drugiego budynku. Na pewno nie jest to najzdrowsze rozwiązanie, ale cóż zrobić skoro w Libanie zaczynają naukę w wieku 3 lat. Niemożliwe było przeniesienie żłobka, które było wybawieniem dla pracujących matek, powierzających siostrom pod opiekę swoje pociechy. Matki wciąż pukają do drzwi, pytając siostry o to, kiedy ponownie go otworzą.

 

 

Files to download