Chrześcijańskie Rosh Haszana, czyli początek i koniec, serce historii świata
Chrześcijanie nigdy nie obchodzili w sposób religijny nowego roku, chociaż takie święto znajdowało się w kalendarzu zarówno judaizmu jak i kultów pogańskich. Żydzi do dziś obchodzą dzień Rosz Haszana (dosł. „głową roku”), który nazywają także Jom ha-Din (dosł. „dniem sądu”) na przełomie naszego września i października. Poganie liczyli początek roku od wiosny – pierwszym miesiącem u Rzymian, Greków czy Słowian był marzec. Religia starożytnych ludów koncentrowała się na kulcie życiodajnej dla człowieka siły przyrody, która nie jest stała, ale ma swój początek, gdy wszystko budzi się do życia (wiosnę), okres wzrostu i owocowania (lato), stopniowego obumierania związanego z oferowaniem człowiekowi ostatnich owoców (jesień) i wreszcie najtrudniejszy czas martwoty i bezpłodności (zimę). W człowieku, który każdego dnia potrzebuje darów przyrody, żeby żyć, czas, w którym natura nie daje mu nic, budził najgorszy ze wszystkich lęk: lęk przed śmiercią. Dlatego czas zimy był cezurą, murem dzielącym jeden rok od drugiego. Wiadomo było, że wielu ludzi przez ten mur nie przejdzie i zima oraz związana z nią martwota przyrody przyniesie śmierci także niejednemu człowiekowi.
Religijne obchody nowego roku u starożytnych ludów nie miały wiec nic wspólnego z naszym szaleństwem sylwestrowej nocy. Obchody miały miejsce w konfrontacji ze śmiercią i tam, gdzie tradycja religijna związała je z wiosną, przebiegały w duchu radości z ocalenia, odzyskania nadziei i wyjścia na prostą, a tam gdzie z jesienią w duchu przygotowania się na koniec, w atmosferze podsumowania i mierzenia się z koniecznością osądu ludzkiego życia.
Chrześcijaństwo pojawia się jako zupełnie nowa religia, w której centrum jest wiara w uczynienie człowieka nieśmiertelnym. Religia, której założyciel zwyciężył śmierć i której wyznawcy nawet brutalne przerwanie przez prześladowców ich ziemskiej egzystencji przyjmowali bez lęku i przeżywali jako narodziny do prawdziwego życia, zaprzeczyłaby samej sobie, gdyby zapraszała do świętowania radości z końca zimy i początku wiosny. Chrystus kładzie przecież kres śmierci definitywnie i dla żyjących w Nim żadnej śmierci już nie ma.
Żydowska tradycja Rosz-Haszana jest zdecydowanie bliższa chrześcijaństwu niż pogańskie obchody nowego roku, ale Kościół odrywa ją od cyklu przyrody i wiąże nie tyle z końcem roku zbudowanego z konkretnej ilości dni, ale z końcem całego świata, tej epoki, w której obecnie istniejemy, a o której długości nie mamy bladego pojęcia. Nie wiemy, ile dni, miesięcy czy lat będzie ostatecznie liczył nasz świat, ale wierzymy i spodziewamy się, że będzie miał swój koniec tak samo jak koniec ma każdy ziemski rok. Wierzymy też, że podobnie jak koniec roku oznacza początek następnego, tak koniec tego świata będzie początkiem nowego, ale z tą różnica, że kolejny rok ziemski podobny jest poprzedniego, a nowy świat od starego będzie się różnił radykalnie. Nie potrafimy sobie go wyobrazić, choć pragniemy jego nadejścia i czekamy go z utęsknieniem, gdyż będzie światem powszechnego braterstwa, sprawiedliwości i pokoju.
Żydzi mają więc Rosh-Haszana, obchód nowego roku, który przeżywany jest jesienią, u kresu roku poprzedniego i w perspektywie sądu, który tak naprawdę towarzyszy wszystkim końcom: koniec roku akademickiego wiąże się z sesją egzaminacyjną, koniec jakiegoś projektu z ewaluacją, koniec pracy z ocenieniem jej wyników. Także chrześcijanie mają swoje Rosh-Haszana, jednak rozciągnięte jest ono na kilka tygodni przypadające na przełomie listopada i grudnia. Liturgia Kościoła zaprasza wtedy wierzących do przebycia swego rodzaju wewnętrzne podróży: od stanięcia wobec prawdy o końcu świata i konieczności dokonania jego osądu po wzbudzenie nadziei świata nowego. Punktem kulminacyjnym tej drogi jest celebracja ukazania się Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który jest i początkiem i końcem, wiosną i jesienią. Ta droga rozpoczyna się więc od smutku końca i obawy związanej z sądem, by następnie wprowadzić w radość nadziei i ufne oczekiwanie na przyszłość, a ostatecznie wzbudza w tych, którzy nią pójdą, głęboki zachwyt nad dziełem zbawienia, które przychodzi przez człowieka, Jezusa urodzonego w Betlejem.
Ostatni tydzień roku liturgicznego otwiera Niedziela Chrystusa Króla, której Ewangelia z cyklu czytań roku A, czyli przypowieść o sądzie ostatecznym przypomina, że bycie królem oznacza równocześnie bycie sędzią.
Dni powszednie tego tygodnia i odczytywana podczas Eucharystii „Mowa eschatologiczna Jezusa” stopniowo wprowadzają wierzących w I niedzielę Adwentu, której tematem przewodnim jest koniec świata, powrót Pana, Sąd ostateczny i decyzja, kto wejdzie, a kto nie wejdzie do nowej rzeczywistości Królestwa Bożego.
II niedziela Adwentu stawia w centrum uwagi Kościoła Jana Chrzciciela, który jest Prorokiem przygotowania, Poprzednikiem Dnia Pańskiego. Tak jak na koniec roku trzeba się odpowiednio przygotować, tak też mądrze jest podjąć przygotowania do końca świata i powrotu Pana. A kto może być lepszym mistrzem tych przygotowań niż Jan, którym Bóg się posłużył, gdy trzeba było przygotować naród wybrany na pierwsze przyjście Króla i Sędziego?
Od III niedzieli Adwentu towarzyszy idącym drogą, po której prowadzi nas liturgia, światło i radość nadziei. Jest to niedziela, której nazwę nadało pierwsze słowo antyfony rozpoczynającej Eucharystię: „Gaudete! Radujcie się!”, a czytania pełne są obietnic Boga, które zapowiadają nadchodzący pokój, sprawiedliwość, zwycięstwo dobra.
IV niedziela każe nam zejść bardzo konkretnie na ziemię i na nowo zanurzyć się w zwykłą ludzką historię Zachariasza i Elżbiety, Maryi i Józefa. Ta niedziela rozpoczyna tydzień, który jest niepełny, czasem kończy się on bowiem zaraz po rozpoczęciu, bo już w niedzielę wieczorem, a czasem po kilku dniach. Nadejście 25 dnia grudnia kończy nagle czas adwentu, przerywa tę noc związaną z końcem i mrok oczekiwania wprowadzając nas w jasność dnia narodzin Jezusa.
Ponieważ liturgia Kościoła łączy to co ludzkie z tym co boskie, z jednej strony szanuje poszczególne etapy historii, które są naturalne dla człowieka, a z drugiej scala i miesza wszystko, co naturalne jest dla Boga, który jest jeden i prosty, bez początku, bez końca, bez etapów, bez historii. Pięknie to widać w tym długim czasie chrześcijańskiego Rosh Haszana, gdyż liturgia Kościoła na tę drogę, która wcześniej została opisana, a która opiera się o poszczególne niedziele i idące za nimi dni tygodnia, nakłada się praktyka trochę od tego cyklu oderwana i stojąca do niego w opozycji, ale pozwalająca wierzącym spojrzeć na sprawy ludzkie z perspektywy Bożej, która nie dzieli, ale scala.
Jest nią praktyka wotywnych mszy o Najświętszej Maryi Pannie, które sprawuje się przed wschodem słońca, w uroczystej bieli, nieobecnej w obrzędach adwentowych spowitych pokutnym i smutnym fioletem, i z radosnym śpiewem Gloria, który jest nieobecny w liturgii adwentu. Odprawienie tej mszy zwanej roratnią nie jest dozwolone w niedzielę, która ma pozostać całkowicie adwentowa. Roraty przez swoją biel i śpiew Gloria wyglądają na uroczystość, ale sprawuje się je w dzień powszedni i to jeszcze przed wschodem słońca, o brzasku, tak jakby Kościół chciał pomieszać i złączyć w sercach swoich dzieci to, co jest jedno w Bogu: noc i dzień, początek i koniec, pierwsze przyjście Pana i ostatnie, konkretną historię człowieka i historię całego kosmosu.
Zapraszam Was do przejścia tej drogi wspólnie i do głębszego przeżycia naszego chrześcijańskiego Rosz Haszana, czyli obrzędów końca i początku roku, a równocześnie stanięcia w prawdzie wobec końca i początku świata. Tę drogę pokonuje się oczywiście wewnętrznie angażując swój umysł i serce, ale nie można jej przeżyć bez ciała, bez udziału w zgromadzeniu liturgicznym.
Obecność na liturgii to Wasze zadanie, które możecie wykonać we własnych parafiach, a ja ze swojej strony proponuję słowo, które może posłużyć za towarzysza ludziom decydującym się głębsze przeżycie adwentu. Można tę adwentową drogę odbyć w trzech wersjach, żeby dopasować ją do swoich możliwości czasowych, dlatego proponuję, żeby wybrać swój własny szlak – tak jak wybieramy szlaki w górach.
Ten najprostszy niech będzie żółty i niech po prostu polega na głębokim przeżyciu każdej niedzielnej Eucharystii we własnej parafii, a ja dodam do tego dłuższą katechezę poruszającą podstawowe prawdy wiary chrześcijańskiej w oparciu o naukę Ojców Kościoła. Trochę trudniejszy będzie szlak niebieski: do przeżywania kolejnych niedziel na Eucharystii i słuchaniu nauki proponuję dodanie codziennego zatrzymania się nad słowem Bożym związanym z czytaniami adwentu: przygotuję materiał do odprawienia codziennej lectio divina. Najtrudniejszy szlak, który do niedzielnej Eucharystii i nauki i codziennego lectio divina w dni powszednie doda wysiłek porannego wstawania na mszę roratnią, niech ma kolor czerwony. Dla idących drogą adwentową w ten sposób dodam 15 minutową naukę o życiu duchowym i modlitwie na drogę z domu do kościoła.
W zamian będę was prosił każdego dnia o dwie rzeczy mając świadomość, ze nie wszyscy mogą wykonać obie na raz: o wsparcie duchowe (modlitwą) i materialne (jałmużną) konkretnej ludzkiej potrzeby. Prośba będzie kierowana do was pod koniec każdego dnia tej drogi.
Żeby skierować do was słowo wykorzystam YouTube: w sobotę wieczorem zamieszczę katechezę na niedzielę, w dni powszednie adwentu o 6.00 rano dostępne będzie „słowo na drogę na Roraty”, a o 15.00 „wprowadzenie do adwentowego lectio divina”. Wieczorem każdego dnia o godz. 20.00 wrzucę prośbę o modlitwę i jałmużnę na konkretny cel. Te nagrania będą znikały po 24 godzinach (z wyjątkiem niedzielnych katechez) i będą miały charakter prywatny: dostępne będą dla osób, które otrzymają do nich link. Dlatego osoby chcące przejść z pomocą mojego słowa tę drogę, bardzo proszę o przeslanie na mój adres e-mailowy: przemyslaw.marek.szewczyk@gmail.com zgłoszenia udziału we wspólnej drodze od Niedzieli Chrystusa Króla do ostatniego dnia adwentu ze wskazaniem, jaki szlak obieracie: żółty (niedzielne katechezy), niebieski (niedzielne katechezy i materiały do lectio divina) czy czerwony (dodatkowe słowo o modlitwie na drogę na Roraty) wraz z informacją jak podsyłać linki: czy na mail, czy smsem na wskazany numer.
Do zobaczenia na drodze chrześcijańskiego Rosh Haszana, czyli w sercu historii, która ma początek i koniec, i w sercu jej Stwórcy, w którym początek i koniec są jednym.
Komentarze (0)
Komentarze na Faccebook'u (0)