Ile warta jest modlitwa zbłąkanych dusz? Pomagamy w Ukrainie przy granicy z Białorusią.

Ile warta jest modlitwa zbłąkanych dusz? Pomagamy w Ukrainie przy granicy z Białorusią.

„Pojedźcie może pod granicę białoruską, tam pomoc nie dociera” - ojciec Marek proponuje nam nowy kierunek. Dla nas nowy, bo szlak został już przetarty przez karmelitów.

Poprzedniego wieczoru dorobiliśmy 100 paczek z wolontariuszami parafii. Razem z naszymi od łódzkich „Caritasków” mieliśmy ich 150. Warto spróbować. Ruszamy z Jankiem i Maksem w stronę Czarnobyla, na jednym z rond mijamy bilboard z reklamą „Chernobyl Tour”.

Wieś Marjanka to jedna z wielu przygranicznych miejscowości zapomnianych przez organizacje pomocowe, a przecież to te rejony doświadczyły jako pierwsze szoku zdarzeń z początków wojny.

Budynek rady wiejskiej, a zarazem centrum pomocowe, wygląda jak stara chata. W środku krząta się starościna p. Tatiana. Energiczna, żartująca. Nie chce nas wypuścić bez obiadu. Najpierw opowiada o kilkuset rodzinach z okolicznych wiosek, które są pod jej opieką. O szkole działającej niedaleko. O ludziach żyjących w stresie, o braku pomocy, o strachu przed kolejną odsłoną wojny.

Dokłada klusek z serem, częstuje kawą. Nagle jej głos zaczyna się łamać, płyną pierwsze łzy. W wojnie straciła córkę i zięcia, została z trzema wnuczkami. Wnuczki są zdolne, grają na instrumentach, dobrze się uczą. Nie są jednak gotowe pójść na grób rodziców.

Maks wie, że podzielenie się bólem z innymi, nawet obcymi, jest jakąś formą pomocy sobie. Dlatego słucha cierpliwie. Janek zadaje pytania. Takie, które pozwalają powoli upuszczać więcej bólu. Czasami nad nami przewalają się ciężkie momenty ciszy. P. Tatiana nie będzie uciekać jeśli znowu dojdzie do walk.

„A nawet jeśli, to kto po mnie do tego piekła przyjedzie?”.

„Ja przyjadę” - w oczach Janka zawarta jest obietnica.

Pojechaliśmy pod szkołę, tam gdzie spadła rakieta, która odebrała córkę i zięcia. Odebrała też okolicy 3 inne osoby. Szkoła poraniona kulami, po rakiecie na asfalcie upiorna „róża”, inny zniszczony budynek, pole ze spalonymi resztkami pojedynczych drzew. Duże pole...w oddali chaty. Dlaczego akurat tu?

Stoimy przy grobie, przy fladze – trzech Polaków i dwóch ukraińskich wolontariuszy od ojca Marka – Janek i Maks. Modlimy się „Ojcze Nasz” równocześnie. W dwóch językach. Potem każdy w ciszy dodaje coś od siebie.

_______________________________

Podróż w pomocą na teren Ukrainy możliwa była dzięki darowiznie Fundacji PERN

Files to download